Crossover — rodzaj samochodu, łączącego w sobie
cechy wielu segmentów nadwoziowych
(Wikipedia)
Kiedy mój zaprzyjaźniony sklep rowerowy One More Bike został ambasadorem marki Marin od razu dostałem zdjęcie modelu Marin Pine Mountain 1. Wojtek dobrze wiedział, że właśnie czegoś takiego szukałem od dawna. Dokładnie trzy lata temu z wypiekami opowiadałem o ciekawej koncepcji roweru na szerokich oponach ale bardziej wszechstronnego niż fatbike.
Bo widzicie – fatbike to wspaniała zabawka ale jeśli nie mieszkasz w Skandynawii czy Bieszczadach jego użyteczność jest dość ograniczona. Wydaje mi się, że tak jak po 29er-ach powstał kompromis w postaci 27.5, tak po fatbaike-ach powstał kompromis w postaci formatu 27.5+. Pomysł był taki, żeby wykorzystać standardowe ramy do 29er, włożyć tam mniejszą obręcz i oponę, której wysoki profil zapewni komfort a jak największa szerokość pozwoli zachować część zalet fatbike-ów. Wygląda na to, że w ten sposób powstał crossover wśród rowerów.
Rowery 27.5+ nie wchodziły na polski rynek szturmem. Mam wrażenie, że Kross wypuszczając Pure Trail i Smooth Trail pokazał, że wierzy w ten segment. Bardzo podobają mi się te modele ale mają (jak sama nazwa wskazuje) górski, ścieżkowy charakter a ja szukałem czegoś bardziej wyprawowego.
Marin Pine Mountain 1 – Pierwszy rzut oka
Gabaryt opon onieśmiela. Agresywny, terenowy bieżnik Shwalbe Nobby Nic sprawia, że 3” gumy wydają się jeszcze większe. Wrażenia wielkości dopełnia ekstremalnie szeroka (80 cm) kierownica. Na pewno w oczy rzuca się też napęd. Z przodu mamy pojedynczą zębatkę Narrow Wide ze skromnym zestawem 32 zębów za to z tyłu srebrzy się 10-cio rzędowa kaseta o rozpiętości od 11 do 42(!!) zębów. Do obsługi kasety Marin zastosował przerzutkę SRAM GX co osobiście bardzo mnie ucieszyło z racji dużego przywiązania do marki SRAM. Przy tym wszystkim rama wydaje się wręcz wątła i cherlawa. To właśnie zaleta stali – pozwala zachować lżejszy wygląd przy znacznie większej wytrzymałości. Na dodatek stalowa rama lepiej “pracuje” tłumiąc drgania w przeciwieństwie do sztywnego aluminium.
Rzucają się też w oczy liczne punkty mocowania. Sam główny trójkąt daje nam możliwość umieszczenia aż 3 bidonów (w tym jeden pod ramą) a na górnej rurze znajdują się 3 dodatkowe otwory do montażu frame bag. Rama ma też klasyczne mocowania bagażnika tylnego, i błotników (również na przednim widelcu). Sam widelec to także ciekawostka – sztywny, stalowy i (fanfary) z korekcją wysokości dzięki czemu rower ma bardziej “atakującą” geometrię i bardziej rozwarty kąt główki. Główka ramy to oversize 1,5”, bez problemu dobierzemy do ramy amortyzator.
Czego nie widać od razu?
Pod ramą znajdziemy przelotkę do zamocowania dodatkowej linki – wydaje się, że po zamontowania ślizgu pod supportem (na który również jest przygotowany otwór) możemy bez problemu dołożyć przednią przerzutkę. Producent nigdzie też nie podaje wagi roweru. Ta według mojego pomiaru wynosi 14.7 kg co wydaje się nienajgoszym wynikiem przy takich kołach. Sam widelec waży 1850 g. Tylko wnikliwi odkryją też, że Marin zafundował nabywcom niespodziankę wprowadzając TYLKO DO TEGO MODELU zupełnie nowy, niespotykany dotąd standard piast. Z przodu zatem mamy piastę o szerokości 110 mm – nie byłoby to nic dziwnego, w końcu jest to szerokość standardu boost ALE w przypadku Marin Pine Mountain 1 zamiast osi 15 czy 20 mamy stare 9 mm.
Znacznie większa niespodzianka czeka nas z tyłu, tam koło osadzone jest na piaście o szerokości 141 mm i to również na osi 9 mm. Jeśli kogoś interesuje geneza takiego rozwiązania odsyłam do tego tekstu. Przyznam szczerze – ciężko nie myśleć, że to po prostu fanaberia producenta. Dla mnie istotą tego roweru (jak z resztą całego pomysłu na 27.5+) jest jego wszechstronność. To właśnie możliwość łatwej wymiany kół na 29” jest dużą zaletą ale póki co nie ma na rynku piast w tym standardzie i będę musiał się nagimnastykować żeby dopasować to, co można kupić do tego co Marin wymyślił (tekst o konwersji tego roweru na wersję 29″ znajdziesz TUTAJ). Ta niespodzianka jednak nie psuje całościowej oceny Pine Mountain 1 – to przemyślana i bardzo obiecująca konstrukcja oparta na świetnej ramie i niezłych podzespołach. Pełną specyfikację umieszczam pod tekstem.
Nie specyfikacja zdobi rower
Sam wygląd i podzespoły to jednak za mało, najważniejsze przecież jak rower jeździ. Zanim zabrałem rower w teren pomykałem nim po mieście. Obstawiam, że tak samo czują się w ruchu miejskim właściciele wyprawowych terenówek. Jedyne co cieszy to kompletna niewrażliwość na kostkę brukową, tory tramwajowe, studzienki, krawężniki i inne przeszkody.
Rower bez najmniejszego zająknięcia przejeżdża to wszystko. Opony na asfalcie przy większych prędkościach robią okrutny hałas. Pewnie najpierw mnie słychać a dopiero potem widać. Razem z rowerem dostajemy też super-moc zaciekawiania, zadziwiania a nawet straszenia innych uczestników ruchu. To ciekawe doświadczenia ale nie mogę się doczekać drugiego kompletu kół właśnie na codzienne poruszanie się po mieście czy asfaltowe trekkingi.
Czas w teren!
Szybki wypad na tereny Pogórza Kaczawskiego dał mi możliwość przetestowania roweru w warunkach znacznie bardziej odpowiadających jego przeznaczeniu. Co prawda trasa, którą wybraliśmy w znakomitej części przebiegała po asfalcie i ubitych drogach ale na początek przyszło nam zmierzyć się z koszmarnym odcinkiem drogi leśnej rozrytej wycinką i zwózką drewna. Błoto, wszędzie błoto, kałuże i głębokie koleiny.
Nie jestem ułomkiem i generalnie swoją wagą zawsze wbijam rower w miękkie podłoże – nie tym razem. Pine Mountain 1 ani razu nie zakopał się w błocie i ze wszystkiego udało mi się wyjechać. To doskonałe połączenie zewnętrznej średnicy kół, szerokości opon i napędu. Mamy do dyspozycji spory punkt kontaktu z podłożem co pozwala rozłożyć ciężar na większej powierzchni i nie topić w miękkim. Napęd daje dużą swobodę bez zbędnego siłowania się. To odkrycie sprawiało, że bez skrępowania pakowałem się w największe błoto (aż do momentu kiedy jeździłem po osie w kałużach mocząc przy tym buty i skarpety.
Kolejna zaleta to szeroka kierownica. To moja pierwsza tak szeroka kierownica i chyba nie zdecyduję się jej skracać czego przed wypadem w góry byłem niemal pewny. Jeździ się z nią jak autem ze wspomaganiem – zapewnia dużą dźwignię, dzięki której bez problemu prowadzimy rower przez nawet najgłębsze koleiny jak po sznurku. Szeroka kierownica pozwala nie tylko okiełznać duże koła ale także znacznie “uspokaja” rower.
Zauważyłem też, że skutkuje to zwiększeniem odwagi w pogłębianiu zakrętów. Niestety na trasie nie było żadnego trudnego technicznie zjazdu – to więc pozostaje jeszcze do przetestowania. Dotychczasowe doświadczenia dają nadzieję na dużo zabawy przy pełnej kontroli chociaż boję się trochę wąskich, krętych singli z tak szeroką kierownicą.
Napęd terenowy
Poza jazdą po mieście nie miałem dotąd doświadczeń z napędem 1×10 a kasetę 11-42T do tej pory oglądałem tylko na zdjęciach. Nie ukrywam, że podchodziłem do tego rozwiązania z dużą rezerwą. Na pewno mam trochę staroświeckie podejście oraz nieufność do nowinek ale również do swoich umiejętności. Na szczęście okazało się, że 1×10 jest nie tylko dla wycieniowanych sportowców i równie dobrze nadaje się do wwożenia mojego ciężaru pod górę. Opony dają taką przyczepność, że tym w ogóle nie musimy się przejmować, resztę załatwia duże koło i przełożenia. Ostateczną bronią jest 32Tx42T nazywany czasem pieszczotliwie “granny gear (babciny bieg)” – powoli ale konsekwentnie wjedziemy nim wszędzie.
W porównaniu z 26” hard-tailem ze 115 mm skoku z przodu i napędem 3×9, którym do tej pory ruszałem w teren i góry, Pine Mountain 1 pozwala znacznie więcej siedzieć. Dotyczy to zarówno podjazdów i zjazdów. Podoba mi się to bo Marin jest do tego prostszym rowerem a to ma wiele zalet.
Prostota i przygoda
Adventure bike – rower przygodowy – to właśnie Marin Pine Mountain 1. Prosta konstrukcja, która świetnie sprawdzi się na dłuższych wyprawach z dala od serwisu. Solidna baza do bikepackingu albo pod sakwy a równocześnie rower, który pozwoli pobawić się na górskich szlakach z plecakiem. Z początku myślałem o Pine Mountain 1 jako o rowerze do zabawy ale to nie jest maszyna to skakania czy tyrania po singlach (choć moim zdaniem poradzi sobie z tym zadaniem bez problemu) – to bardziej rower do jechania “gdzieś”, “po coś” i “w jakimś celu” i nawet jeśli traci przez to trochę skoczności czy prędkości to daje poczucie przygody.
Producenci szukają ciągle nowych rynków do zdobycia nawet jeśli są to nisze. Te crossovery, hybrydy na pewno nie są dla każdego ale potrafią się wpisać w bardzo konkretne potrzeby. Marin Pine Mountain 1 to właśnie przedstawiciel tego nowego gatunku rowerów. W USA adventure bikes są znane już od dawna, tę tradycję widać w Pine Mountain 1. To nie tylko ciekawa propozycja na rower prosto z pudełka ale także solidna baza do rozbudowy czy modyfikacji. Tak przynajmniej czuje po pierwszych tygodniach użytkowania. Zweryfikować to może tylko czas i przejechane kilometry.
SPECYFIKACJA Pine Mountain 1 2017
Rama: | Double Butted CrMo, 27.5+ Wheels, Boost 141x9mm Open Dropouts |
Widelec: | CrMo, Suspension Corrected, Boost 110mm Spacing |
Korby: | Marin Forged Alloy 1×10, Hollow Spindle, Steel Forged Narrow-Wide 32T Chainring, 76mm BCD, 53mm Chainline |
Przerzutka: | SRAM GX 10-Biegowa (tylko tył) |
Kaseta i łańcuch: | Sunrace 10-Biegów 11-42T, łańcuch KMC X10 |
Piasta tył: | Joytech, 141x9mm, mocowanie tarcz na 6 śrub, 32 szprychy |
Piasta przód: | Joytech, 110x9mm, mocowanie tarcz na 6 śrub, 32 szprychy |
Obręcze: | Marin – aluminiowe, dwuścienne, szerokość wewnętrzna 40mm, wzmocnione łączenie, do hamulców tarczowych, Tubeless-ready |
Opony: | Schwalbe Nobby Nic, 27.5”x3.0” |
Hamulce: | tarczowe, hydrauliczne, Shimano BR-M445, tarcze przód – 180mm, tył – 160 mm |
Kierownica: | Marin Mini-Riser, 6061 Podwójnie cieniowane aluminum, gięta, 15mm, 800mm szerokość, 4º w górę, 9º do tyłu, gripy Marin przykręcane |
Mostek: | Marin 3D kuty ze stopów |
Stery: | FSA Orbit, zintegrowane, 1 1/8 |
Siodło i sztyca: | Sztyca Marin ze stopów lekkich, siodło Marin MTB |
Dzięki za artykuł, przeważył szalę zakupową i była to świetna decyzja. Marin daje radę, wygląda rasowo i wjeżdża wszędzie, aż do przesady bo czasem brakuje prześwitu pod pedałami albo woda zalewa buty. Czysta radość odkrywania terenu.
Pozdrawiam
Wspaniale, witaj w rodzinie! NIedługo powinienem zabrać się za mały dodatek do tego tekstu ponieważ… >>>>> https://www.instagram.com/p/BXlCfobAtfg/?taken-by=blog500miles
[…] Jeśli zainteresował Cię rower ze zdjęć jego opis znajdziesz w tekście: Marin Pine Mountain 1 – Rower przygodowy. […]
Szkoda, że tak z tymi piastami zrobili. Rozważałem ten rower a tak muszę mój wzrok skierować w innym kierunku. Nie wierzę w QR. Jestem ciężkim facetem, z ciężką noga i wiem, że niestety sztywne osie przelotowe są zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Wiem bo w jednym rowerze mam QR a w drugiem już nowy standard.
Poza tym no właśnie – skazani jesteśmy na jedne piasty i koła od Marina. Nie włożymy nic nowego, nic lepszego. A co w przypadku poważnej awarii gdzieś w trasie, daleko od domu? Nic nie zrobimy… nie dopasujemy żadnej części, nie pożyczymy od nikogo koła. A Szkoda, bo rower wydaje się świetny.
Masz rację, nie przemawiają do mnie żadne argumenty, którymi Marin próbuje bronić swojej koncepcji. Mnie przekonała koncepcja tego roweru, wydawał się niemal ideałem. Przyznam szczerze, że przy zakupie zupełnie nie zwróciłem uwagi na te piasty. Tak czy inaczej – nie żałuję. Jest to kombinacja ale wydaje mi się, że opanowałem sytuację. Wielka szkoda, że ta rama nie jest na pełnej osi. Kto wie, może zdecydują się w jakiejś kolejnej edycji. Również jestem heavy-riderem na szczęście póki co zastosowane modyfikacje się sprawdzają a na dodatek opierają się o dostępne na rynku piasty więc w razie problemu nie powinno być tak źle. Podsumowując – wolałbym sztywne osie, strasznie się „użerałem” z tym dodatkowym kompletem kół ale ostatecznie już zdążyłem o tym zapomnieć i jestem nadal bardzo zadowolony z zakupu. Rower nadaje się w teren, w góry, w trasę i na co dzień a o to mi chodziło.
Prawdę mówiąc to ja nie wiedziałem, że tam jest taki patent. Nie zwróciłem uwagi. A że planuje takiego ścieżkowca za dwa lata mniej więcej to tematu nie drążyłem aż tak bardzo. Miałem po prosty tego Marina na mojej liście 🙂 Z tymi osiami to jest jeszcze tak. W swoim góralu dowaliłem już stare koła. Szprychy pękają, trudno to wszystko naprostować, w serwisie mówią, że piasty już niebawem będą do wymiany. Części do tych piast od Treka nie ma. Generalnie najlepiej kupić nowe koła – tym bardziej, że od razu zrobił bym je pod bezdętkę. I owszem, są fajne okazje na allegro – czy to z demontażu z nowego roweru czy jakieś wygrane w konkursie, maratonie. Są też fajne komplety w sklepach na wyprzedażach i…. wszystko co fajne jest już pod sztywne osie. Pod QRy są tylko najtańsze koła – czyli nic bym sobie specjalnie nie polepszył. Owszem, można złożyć sobie koła na jakiś dobrych uniwersalnych piastach i zastosować adaptery ale wtedy koszty rosną. Nie ma sensu wchodzić dzisiaj w standardy, które schodzą z rynku. Myślę, że Marin wsłucha się w głosy krytyki i zrobi to jak trzeba. Fajnie by było bo rower wydaje się być idealny dla mnie 🙂
Witam, szukałem rozwiązania do tych piast i trafiłem na Twoj post. Jaką piaste zastosowałeś, bo widzę tam chyba koła 29” ? Osobiście pomyślałem o pieście na sztywną oś + adapter osi. Ale nie widzę nigdzie takiego adaptera.
Adamie, przejrzyj proszę pozostałe komentarze bo sporo już o tym było. Z uwagi na spore zainteresowanie tematem niebawem postaram się też przygotować osobny wpis na temat konwersji Pine Mountain z 27,5+ na 29″.
[…] samym rowerze pisałem już w tekście Marin Pine Mountain – rower przygodowy ale późniejszy tekst o moich początkach z bikepackingiem wywołał dyskusję na temat konwersji […]
Użytkuje od pół roku.
Komplet kół na zmianę ok. 1500zł.
Jedyny minus to hamulce… trą o tarcze niemiłosiernie…
Nie jest to aż taką wadą, ale jednak.
Myślę, że to przez ramę jest za bardzo elastyczna.
Poza tym opory toczenia… Ale za to wjadę wszędzie.
Z mojego punktu widzenia brak amortyzatora przedniego koła nie jest wcale wadą.
Osobiście jestem zadowolony, ale czy mogę go polecić… kupiłem na wyprzedaży za 2.400zł.
Ale czy to ocieranie klocków o tarcze jest nagminne, czy tylko sporadyczne przy większych przeciążeniach?
Oj to niezwykle sporadyczne i przy naprawdę konkretnych zakrętach. Poza tym to tarcze raczej „dotykają” nić ocierają. Po prostu je słychać.
Mam możliwość kupienia tego roweru w wersji na 2019 r (na Deore) za 3 tys. zł. Cholernie mi się ten rower podoba. Urzeka mnie mnie jego prostota, to że nie trzeba cyrtolić się z amortyzatorem, czyścić, dbać, serwisować. Miałem możliwość przejechać się po asfalcie, ale to nie jest środowisko tego roweru. Ja nie uprawiam bikepukingu, nie jeżdzę z sakwami, ani po błocie czy po bardzo trudnym terenie. Bardziej las i trochę góry, poza tym dużo na szosówce, ale czasem chciałbym dla urozmaicenia pojeździć po terenie. I właśnie o ile do jazdy po lesie grubsza opona i stal powinny zastąpić amortyzację to boję się jak bedzie w górach, na jakiś zjazdach. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś karkołomne, trudne szlaki. Czy ktoś może jeździł na tym rowerze po górach i może opisać wrażenia?
Próba wjazdu na Ślężę zakończyła się fiaskiem.
Myślę że kaseta 46T była by odpowiednia.
Zajazd owszem mega zabawą tylko brak regulowanej sztycy….
Trochę szkoda taki fajny rower dałbym więcej żeby miał sztywne osie….
Jednak to była jedna opcja ze sztywnym widelcem, który miałem już okazję skrzywić….stal.
Nagminne.
Ciężko wypośrodkować okładziny hamulcowe w równych odstępach od tarczy.
Przy każdorazowym zdjęciu koła zabawa zaczyna się od nowa.
Poza tym jak przerzutki jest zespolony z ramą i gnie się dość często….
Kolejny gadgetry salcefiks…