fbpx

Bikefitting w turystyce – Jeszcze mnie nie pogięło żeby tyle płacić za ustawienie siodełka!

Marin Pine Mountain, który zdobył moje serce i był wspaniałym przyjacielem przez kilka lat, poszedł cieszyć kolejnego jeźdźca. Jeśli chcecie go czasem zobaczyć, obserwujcie Człowiek z buszu. Nie miejcie mi tego za złe, był to rower niemal idealny. Jedynym problemem na ten moment była dla mnie szerokość piasty tylnej odkąd wozimy w przyczepce naszego psa. Chcieliśmy mieć możliwość wymiennego podpinania przyczepki stąd chęć przejścia na standardową szerokość. Na dodatek zupełnie odłożyłem w kąt oryginalne opony 27.5+ jeżdżąc ciągle w wariancie 29er. Chyba też potrzebowałem zmiany dla samej zmiany. Przy okazji tego zakupu miała miejsce pewna rozmowa właśnie na temat profesjonalnego ustawiania roweru pod jeźdźca.

Na tym etapie pewnie już zauważyliście mój sceptycyzm w temacie bike-fittingu. Owszem, rozumiem, że sport rządzi się zupełnie innymi prawami. Rozumiem ideę zwiększania wydajności i efektywności na każdym kroku. Rozumiem koncepcję micro-gains gdzie każdy, nawet najmniejszy zysk składa się na poprawę wyników, ale turystyka czy rekreacja — no dajcie spokój!

Jeszcze mnie nie pogięło żeby tyle płacić za ustawienie siodełka!

Żaden ze mnie sportowiec, po tych latach spędzonych na rowerowym siodełku umiem już wyregulować pozycję na rowerze pod siebie. Oczywiście ogranicza się to do ustawienia siodełka, linii bloków w pedałach zatrzaskowych, pozycji klamek i manetek i kąta kierownicy w przypadku riserów. Kiedy składałem rowery pod siebie, potrafiłem także dobrać długość mostka „żeby było mi wygodnie”. I tyle! Cóż więcej chcieć od roweru. Każdy wie, że tyłek boli, ale przestanie, czasem boli szyja, czasem plecy, ale PESEL i ogólna forma też nie kłamią i NIE WIERZĘ, żeby strojenie roweru mogło tu coś zmienić.

Znalazł się taki, który postanowił mnie przekonać i w ramach prezentu zaprosił na profesjonalny bike fitting. Obiecali kawę (tak, jestem łatwy jeśli chodzi o kawę), oraz że odszczekam wszystko, co powiedziałem na temat bezsensu bikefittingu.

Co to w ogóle jest ten cały bikefitting

Scenariusze są trzy:

  1. Chcesz kupić rower, nie masz go jak przymierzyć a chcesz być pewny, że pasuje. W Velo7 stoi taki stelażo-rower (jig), na którym można odtworzyć kąty i wymiary dowolnego roweru a potem stacjonarnie „pojeździć” i zweryfikować jak do niego pasujemy i co należałoby zmienić.
  2. Masz zaprzyjaźnionego frame buildera i trzeba mu podać geometrię ramy. Na podstawie pomiarów Twojego ciała, jego motoryki (i pewnie masie innych rzeczy, o których nie mam pojęcia) są w stanie przygotować Ci receptę na rower idealny.
  3. Kupiłeś rower i chcesz dostosować go do swojego ciała. O tak, to poproszę.

Z tego co zrozumiałem, mamy w zasadzie dwa podejścia. Sportowe czyli WINCY WATÓW! W tym przypadku ludzik zasiadający na siodełku sprowadzany jest do roli silnika. Rower ma być tak stuningowany, żeby zmaksymalizować osiągi silnika, zachowując przy tym znośny komfort. Mnie znacznie bardziej interesowało podejście drugie, czyli to, gdzie punktem wyjścia jest właśnie komfort. Turystyka rowerowa ma do siebie to, że na siodełku spędzamy zazwyczaj długie godziny i to się powtarza przez dłuższy czas. Na dodatek wieziemy ze sobą więcej niż bidon i żele energetyczne więc jedziemy ze znacznie większym, niż sportowcy, ciężarem.

Dzień dobry, ja na bikefitting, czy można?

„Napijesz się kawy?”. Takimi cudownymi słowami przywitała mnie Oliwia Dąbrowska. Kawę mają wyborną. Chwilę pogadaliśmy o tym skąd się wziąłem i co robię. Jak jeżdżę, ile jeżdżę, gdzie jeżdżę i czy naprawdę wożę psa w przyczepce. Chciałem od razu pakować rower na stanowisko i szykować siodełko do ustawienia, ale okazało się, że to wcale nie tak…

Oliwia Dąbrowska Bikefitterka z Velo7 Lab

Akt pierwszy – zapraszam na badanie!

Cholera, jakie badanie? Ja tu na ustawienie kierownicy przyszedłem. To było moje pierwsze zaskoczenie! Spodziewałem się, że będziemy mierzyli kąty i długości, ale nie spodziewałem się, że przejdę złożone badanie fizjo! No tak, okazało się, że Oliwia nie jest po prostu bikefitterką a profesjonalnym fizykoterapeutą. Potem dowiedziałem się, że to nie jest tak częste. Velo7 Lab jest jednym z niewielu miejsc, w których bikefittingiem zajmuje się ktoś z tak głębokimi kwalifikacjami. Zgięcia, skłony, proszę stanąć tak i tak. Analiza zakresu ruchu kończyn i całego ciała. „Rozciągasz się? Nie? Widać. Zacznij”. Moja fitterka była tak dobra, że powiedziała mi nawet, że mam jakiś zwyczaj dziwnie układać prawą nogę przy siadaniu (a nie widziała mnie siedzącego a to prawda). Czary! Byłem pod wielkim wrażeniem.

Za samo takie badanie i informacje zwrotne oraz porady, jakie w jego trakcie otrzymałem, musiałbym zapłacić sporo. To wszystko okazało się niezwykle potrzebne przy określeniu czym w ogóle jest dla mnie ten cały komfort, o który mieliśmy się tam starać. Do tego wszystkiego poszerzony wywiad — jakie mam problemy na rowerze, wszelkie przypadki bólu czy dyskomfortu. Potem przyszedł czas na mierzenie. Linijki, kątomierze i jakieś dziwactwo do badania przekroku. Nigdy w życiu nie byłem chyba tak skatalogowany.

Akt drugi – stań sobie tutaj.

Kolejna rzecz, której się nie spodziewałem to badanie podologiczne. To także była dla mnie nowość. Stanąłem na specjalnym urządzeniu i już po chwili Velo7 zawyrokowało, że nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Waga robi swoje i tendencja do płaskostopia jest. Zrobiliśmy więc od razu specjalne, profilowane na gorąco (absolutnie pode mnie) wkładki do butów rowerowych, aby „odciążyć” łuk stopy.

Akt trzeci – teraz można na rower.

Pod moim tyłkiem wylądowała jakaś dziwna podkładka i po chwili kręcenia na rowerze, na ekranie zobaczyłem zmapowany nacisk moich czterech liter na siodełko. Gdzie bardziej, gdzie mniej, kolorowe pola pokazywały „jak mi się siedzi”. Jasne, ja sam może i czuję, gdzie ciśnie a gdzie nie ale to żadna informacja. Okazało się, że siodełko mojego roweru jest OK jeśli chodzi o szerokość, oraz że w żadnym miejscu nie występują niewłaściwe parametry odczytu. Fajnie! Mój tyłek potwierdza to po przejechanych kilometrach.

W zaproszeniu było napisane, żeby pojawić się w stroju rowerowym. Założyłem więc szorty i zwykły t-shirt. To błąd, okazuje się, że najlepiej przyjść w obcisłym. Nie dlatego, że „warto mieć styl” jak śpiewał Lech Janerka, tylko dlatego, że łatwiej jest wyłapać i monitorować ruch rowerzysty w trakcie fittingu. Oliwia przykleiła w różnych miejscach mojego ciała specjalne naklejki, kropki, które były punktem odniesienia do dalszych pomiarów i monitorowania ruchu z pomocą kamer. Zacząłem kręcić na rowerze wpiętym w trenażer, Oliwia robiła pomiary z kamer, analizowała ruch, mierzyła, znów zmiana, kręcenie, mierzenie i tak cały czas. Delikatnie skorygowaliśmy wysokość siodełka i jego kąt. I w tym miejscu wleciał…

Akt czwarty – Ustawienie bloków

W butach SPD jeżdżę ponad 10 lat. Pieczołowicie wypracowywałem kiedyś ustawienie bloków. Jakieś magiczne szablony, tuningowanie ustawienia, żeby było mi jak najwygodniej. W początkowej fazie potrafiłem w trakcie jednej wycieczki doszlifowywać ustawienie butów na pedałach, aż w końcu osiągnąłem perfekcję… I nagle… Tamtego dnia zobaczyłem, jak Oliwia przestawia moje bloki o centymetr. CENTYMETR! O nie, droga pani, tego już za wiele! To już przesada, tu już idziemy za daleko!

Musiałem mieć ten sceptycyzm graniczący z niesmakiem wymalowany na twarzy. Wiedziałem jedno, nie powiem nic, ale nie ma opcji, żebym tego nie zmienił z powrotem kiedy wrócę do domu. Parę milimetrów to bym jeszcze zrozumiał, ale centymetr — to w ogóle nie ma sensu. Oliwia bez słowa wręczyła mi buty i kazała wsiąść na rower. W ty momencie w studio znalazł się też szef Wojtek. Oboje widzieli jak moja kwaśna mina zmieniła się w u głupkowaty uśmiech juz po kilkunastu obrotach trenażera.

Co się tak uśmiechasz — spytał Wojtek. Mój rower przestał się trząść- odpowiedziałem. To było niesamowite. Nie zdawałem sobie wcześniej z tego sprawy, ale kiedy w tak kontrolowanych warunkach wprowadzane są zmiany, wszystko czuć bardziej. Przed zmianą pozycji bloków na butach rower lekko bujał się na boki przy kręceniu, po tej zmianie — stał w pionie nieruchomo. To było nieprawdopodobne! Oliwia wyjaśniła mi motorykę tej zmiany, miałem całkiem konkretny wykład na temat zależności kropek, kości, mięśni oraz tych bloków… Głowa pękała mi od informacji. Byłem w siódmym niebie.

Akt piąty – Tak czy tak?

Po akcie czwarty byłem już potulny jak baranek. Mój mostek został zdemontowany. Jego miejsce zajął specjalny mostek z możliwością regulowania długości i kąta – mostek pomiarowy.

I znów cykl próba, analiza obrazu, pomiary, korekty ustawień, próba, analiza obrazu, pomiary, korekta ustawień. Mijała kolejna godzina w Velo7. Moje odczucia potwierdzały dane z analizy nacisku na siodło i ruchu monitorowanego za pomocą kamer. Ustawienie pozycji jest bardzo istotne z punktu widzenia komfortu. To niesamowite jak takie małe zmiany powodują wielkie różnice. Pomiędzy „mój rower” a „nie, tak nie chciałbym jeździć” było zaledwie 5 mm różnicy. Ostatecznie stanęło na wymianie mostka na dłuższy i z innym kątem. Zupełnie inaczej czułem plecy i ręce po tej zmianie.

Wyszedłem z Velo7 i…

… zacząłem jeździć. Chciałem nakręcić trochę kilometrów, zanim zabiorę się do pisania. Wiedziałem, że na samym początku czeka mnie „miesiąc miodowy” i moje emocje po samej usłudze mogą przesłonić mgłą odczucia. Dodatkowo czekałem na jakąś dłuższą trasę. Od czasu wizyty w Velo7 Lab upłynął prawie 1000 km i oto co wiem dzisiaj.

Na długich dystansach bolało mnie czasem kolano — już nie boli. Miałem problem z mrowieniem palców u rąk — już nie mam. Podobnie ze stopami — na dłuższych trasach musiałem się czasem wypinać z pedałów i jechać z innym ustawieniem stopy, bo odczuwałem dyskomfort na jej podeszwie i palcach — to także minęło. Myślicie, że to mało? Nie sądzę, przecież te wszystkie nieprzyjemne odczucia to nie tylko kwestia komfortu, to reakcja organizmu na coś fizjologicznie niewłaściwego. Takie małe dolegliwości przemnażają się przez pokonane kilometry, przez godziny spędzone na rowerowym siodełku. Trwanie w tym przez lata może realnie wpłynąć na nasz organizm. Bardzo żałuję, że tak późno zdecydowałem się skorzystać z wiedzy i doświadczenia specjalistów. Pewnie znacznie wcześniej mógłbym uniknąć tych nieprzyjemnych wrażeń na rowerze. W moim życiu pojawił się niedawno rower szosowy i już wiem, że niedługo razem znów pójdziemy do Velo7.

Wojtek

Wojtek – zapalony rowerzysta zarażony od dziecka miłością do wody, biwakowania oraz jak najbliższego obcowania z przyrodą. Odwieczny foto-turysta (również w swoim mieście – Poznań). Zaprzysięgły miłośnik mikro-podróży oraz turystyki krajowej. Ciągle przedkłada przeżywanie chwil nad ich rejestrowaniem czego żałuje kiedy przychodzi czas pisania. Pewniej czuje się na ziemi lub wodzie i niechętnie wsiada do samolotu. Trochę geek, trochę gadżeciarz, niepoprawny kofeinista alternatywny… W zasadzie „trochę” wszystkiego czego się da trochę.

komentarzy

  • No dobra cwaniaczku, a co powiesz na bike fiting turysty, który SPD na oczy nie widział i nie chce widzieć? 😉 Ok, na poważnie to powinienem już dawno zrobić to co Ty zrobiłeś, tym bardziej, że jestem stały w uczuciach do moich rowerów a i cierpię na kilka przypadłości aparatu ruchu na dłuższych dystansach. Ale zastanawiam się czy to w ogóle ma sens gdy nie używamy zatrzasków. A tych raczej już nie zacznę używać. Bardzo często jeżdżę zupełnie po cywilu, w trampkach itd. Poza tym mam jakiś mocny lęk przed uwiązaniem nóg i z tym już walczyć nie będę 🙂

    • Tylko nie cwaniaczku! Tak, mi także przyszło to do głowy i rozmawiałem o tym z Oliwią. Ja miałem z tym o tyle problem, że czasem, na długich dystansach cierpły mi palce stóp. Wydawało mi się, że to jest to związane z długotrwałym uciskiem tego samego miejsca stopy. Wypinałem się wtedy z bloków i musiałem trochę pokręcić, zmienić ułożenie stopy na pedle i przechodziło. Jak widać na załączonym obrazku powodem było raczej nieprawidłowe ustawienie bloków. Uciskałem nieprawidłowe anatomicznie miejsce. Po zmianie pozycji czuję różnicę. Oliwia powiedziała mi także, że fitting bez SPD ma sens bo chodzi nie tylko o samą stopę/nogę ale ułożenie całego ciała. W końcu regulujemy całą sylwetkę. Używanie SPD jest wskazane ponieważ przenoszenie obciążeń jest stale porprawne. Widziałem różniczę w balansie ciała i liniowości pracy stawów (to z kolei oszczędza kolana jeśli dobrze zrozumiałem).

      Ta sprawa była dla mnie o tyle istotna, że ja w rowerach mam pedały dwu-funkcyjne (jednostronne SPD) ponieważ także często jeżdżę „po cywilnemu”. W takim przypadku jest jeszcze kwestia wysokości siodła jeśli kombinacja buty+bloki dodają cm.

      • Pomyślę więc o tym fitingu na wiosnę. Może znajdę w okolicach Wrocławia kogoś, kto jak u Ciebie poświęci mi kilka godzin. Napisz za kilka miesięcy jak zmieniło się twoje życie rowerowe po tych zmianach. Dobry materiał na krótki art uzupełniający! Pozdro!

Kliknij żeby dodać post

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.