Wiecie, co jest gorsze od zgubienia jakiejś rzeczy? Zgubić coś i nie znaleźć. W ten oto sposób mamy już za sobą porcję suchych żartów. Jest wiele metod na radzenie sobie z zagubionymi przedmiotami, od rozlepiania plakatów, aż po litanię do Św. Antoniego. Natomiast jak świat światem, nie sądzę żeby ktokolwiek wymyślił coś lepszego, niż zapobieganie. Niektóre rzeczy można do siebie przywiązać (klucze, scyzoryk, psy, dzieci), inne zaś już trudniej. Era cyfrowa dała nam kilka nowych możliwości, które znacznie ułatwiają znalezienie zguby.
Po pierwsze GPS
Co to w ogóle jest?
Takie urządzenie nazywane jest czasem beacon (ang.: latarnia), ponieważ jego zadaniem jest zasadniczo ciągłe wysyłanie sygnału. Ponieważ, w wyniku braku odbiornika GPS, urządzenie nie wie gdzie się znajduje, jedyne co wysyła to swój identyfikator. Jeśli w pobliżu znajdzie się nastawiony na odbiór takich sygnałów telefon komórkowy, przechwyci on sygnał, doda do niego swoją (telefonu) pozycję (w końcu jest wyposażony w GPS) i prześle przez internet na serwer.
No to jeszcze raz: notiOne jak to działa?
Jak szukać?
Po sprawdzeniu ostatniej znanej lokalizacji przedmiotu, wybieramy to miejsce jako początek poszukiwań. Najlepiej zastosować jedną z klasycznych metod poszukiwawczych, czyli poszukiwanie po coraz większych okręgach, od wyznaczonego punktu środkowego lub poszukiwanie wzdłuż linii pomiędzy założonymi granicami poszukiwań. Jeśli to my zgubiliśmy przedmiot – trzymamy się trasy, którą poruszaliśmy się w momencie, w którym przedmiot został potencjalnie zgubiony, zaczynając od ostatniej zalogowanej pozycji zguby, do miejsca w którym uświadomiliśmy sobie jej brak.
A co jeśli w momencie zagubienia przedmiotu nie mieliśmy przy sobie telefonu, włączonego bluetooth, czy przedmiot mógł zmienić lokalizację (na przykład został skradziony)? Taka sytuacja wydaje się beznadziejna, ale jest jeszcze szansa. Tutaj właśnie zaczyna działać rozproszona sieć użytkowników.
#ZGUBOZNALAZCY
Jak pisałem na początku, sieć telefonów otwartych na odbiór sygnałów z lokalizatorów może być największą siłą tego typu gadżetu. NotiOne chwali się (wciąż rosnącą) siecią 1 000 000 zguboznalazców. To jest największa siła notiOne! Skąd ta liczba skoro produkt jest tak młody? Wnikliwy poszukiwacz odkryje powiązanie notiOne z pewną aplikacją, bardzo popularną wśród kierowców samochodów. To właśnie użytkownicy tej aplikacji, są lwią częścią sieci zguboznalazców. Nie ma się co oszukiwać, w środku lasu, czy na bocznych drogach lepiej liczyć na swój telefon. Największe zagęszczenie zguboznalazców znajdziemy w dużych miastach oraz na głównych drogach.
Podsumujmy
Jeśli chodzi o samą budowę urządzenia, możemy zarzucić mu tylko jedno – brak “brzęczyka”. Odnalezienie notiOne byłoby o wiele łatwiejsze, jeśli urządzenie wydawałoby z siebie jakiś intensywny dźwięk wysokiej częstotliwości. Póki co jedyną pomocą jest dioda, ale ta zamontowana jest tylko po jednej stronie urządzenia, jeśli więc będziemy mieli pecha to będzie ona niewidoczna. Producent ponoć już pracuje nad wersją z sygnałem dźwiękowym, więc będzie lepiej. Zbędny wydaje się nam zamontowany w notiOne magnes, nie zaufałbym mu w kwestii utrzymania urządzenia.
Niby niedużo, ale i tak lepiej niż poszukiwania w ciemno. Obstawiamy, że w Polsce i tak nie znajdziemy większej sieci, która na dodatek ciągle rośnie. Z drugiej strony, jeśli akurat mamy przy sobie normalnie działający telefon z zainstalowaną aplikacją, to na zbliżonej trasie pojawia się już o wiele większa liczba zapisanych pozycji, jeśli więc chcemy zwiększyć swoje szanse w poszukiwaniach (np zagubionych kluczy) to lepiej wziąć to pod uwagę.
W mieście sprawy mają się już zupełnie inaczej – nawet na krótkim odcinku urządzenie jest najczęściej logowane przynajmniej kilka do kilkunastu razy. To o wiele lepszy wynik.