fbpx

Wschodnia Przygoda – Część I

Dzień 1 – sobota (11/06/16)

Trasa: PKP Poznań – Lublin, Lublin – Zamość

Najpierw musimy dojechać pociągiem na start, a to nie jest łatwe. Już niedługo na 500miles pojawił się tekst o podróżowaniu pociągami z rowerem, bo to wszystko wcale nie jest takie proste. My na przykład musieliśmy zmienić pociąg, bo jedyne bezpośrednie połączenie z Poznania do Zamościa nie zapewnia możliwości przewiezienia roweru. Na szczęście nie było to też najszybsze połączenie, więc konieczność zmiany pociągu osłodziło nam skrócenie podróży. Miło było mi wyobrażać sobie wagon bezprzedziałowy z gniazdkami 220V przy siedzeniach i WARS-em dwa wagony dalej ale to nie była nasza rzeczywistość. Wagonu restauracyjnego nie było wcale ani też gniazdek w przedziałach. Było za to okno na rowery i – szczęśliwie – zupełnie pusty przedział przez połowę drogi.

Na szczęście zaledwie po 10 godzinach podróży i przejechaniu XX km szczęśliwie dotarliśmy do Zamościa. Nigdy wcześniej tu nie byłem więc tym większa była ciekawość. Akurat w czasie kiedy odwiedziliśmy to miasto odbywały się „Arlekinada” – widowisko artystyczne przygotowywane przez kilka grup teatralnych.

Około 100 wykonawców: aktorów, tancerzy, szczudlarzy, żonglerów w pięknych historycznych kostiumach i maskach karnawałowych wykonuje układy taneczne i etiudy inspirowane komedią dell arte. Jutro już zaczyna się rowerowanie.

Dzień 2 – niedziela (12/06/16)

Trasa: Zamość – Chełm

Po objechaniu wkoło zamojskich umocnień fortecznych, parku oraz wypiciu kawy na rynku mogliśmy spokojnie ruszyć w drogę. Największym zaskoczeniem na trasie była ilość podjazdów. Nie patrzyłem jeszcze na statystyki ale zmęczenie mówi samo za siebie. Naprawdę było co robić. Pejzaże nagradzają każdy wysiłek – pola pod horyzont płonące czerwienią kwitnących maków albo te złote gdzie jeszcze kwitnie rzepak a wszystko to pod niebem z malowniczymi chmurami.

Po drodze wyprzedzało nas mnóstwo wozów strażackich więc spodziewałem się gdzieś w pobliżu zawodów. Postanowiliśmy je odwiedzić. Spotkały się załogi OSP z pobliskich gmin, żeby sprawdzić kto jest najlepszy, a ponieważ do rozpoczęcia było jeszcze trochę czasu, mogłem na przykład poznać ekipę z OSP Jarosławiec, która z dumą stała przy swoim wozie z 1961 roku (jak się dowiedziałem to równolatek prezesa OSP).

Potem pierwsze spotkanie z Green Velo, które niestety nie wypadło najlepiej. Mogąc wybrać Green Velo jako alternatywną trasę postanowiliśmy posmakować tego europejskiego szlaku. Ogromne rozczarowanie, szlak w tym miejscu wyznaczony był po rozjechanej „płytówce”. Jadąc MTB na szerokich oponach i z amortyzatorem z przodu odczuwałbym dyskomfort ale naprawdę odradzam ten odcinek turystom poruszającym się czymkolwiek delikatniejszym albo na węższych oponach.

Pierwszy dzień na trasie i niestety też pierwsza awaria. Ktoś (i nie będę wskazywał palcem) podczas wymiany linki tylnej przerzutki zostawił za długą końcówkę i ona niefortunnie zablokowała się w wózku przerzutki najpierw blokując możliwość wrzucania wszystkiego poniżej 6 biegu. Potem linka umarła. Okazało się, że na szczęście tylko wysunęła się z mocowania i po chwili miałem już większość biegów. Poprawię to pewnie jutro rano.


Po kolejnym podjeździe zauważyłem na niebie coś dziwnego. Najpierw pomyślałem, że to ptaki potem, że jednak samolot (nie, o Supermenie nie pomyślałem). Wiedziałem, że tam gdzieś jest lotnisko. Po chwili na ziemi zobaczyłem ogromny wybuch – kulę ognia a potem wielki dym. Zacząłem myśleć, że może spadł jakiś samolot. Potem okazało się, że była to inscenizacja bitwy powietrznej ponieważ na tym lotnisku odbywał się wielki festyn lotniczy. Zaraz za płotem lotniska mieści się niewielki, rodzinny browar Jagiełło. Warto spróbować ich piw. Dalej już prosta droga do Chełmu… albo Chełma – nie wiem.

Nocleg był zaplanowany na „Polu namiotowym MOSiR Chełm”. Pod tą nazwą kryje się trawnik przed hotelem na terenie stadionu miejskiego. Polecam głównie miłośnikom stylu vintage bo toaleta i prysznic (w obiekcie) to autentyczne lata ’70. Cena 8 zł więc wszystko gra.

Po rozbiciu namiotu szybka wycieczka na lekko, zwiedzanie miasteczka i wjazd na Górę Chełmską gdzie mieści się Sanktuarium Maryjne i skąd rozpościera się piękna panorama na miasto i okolicę.

Ciąg dalszy: Wschodnia Przygoda cz. II

Wojtek

Wojtek – zapalony rowerzysta zarażony od dziecka miłością do wody, biwakowania oraz jak najbliższego obcowania z przyrodą. Odwieczny foto-turysta (również w swoim mieście – Poznań). Zaprzysięgły miłośnik mikro-podróży oraz turystyki krajowej. Ciągle przedkłada przeżywanie chwil nad ich rejestrowaniem czego żałuje kiedy przychodzi czas pisania. Pewniej czuje się na ziemi lub wodzie i niechętnie wsiada do samolotu. Trochę geek, trochę gadżeciarz, niepoprawny kofeinista alternatywny… W zasadzie „trochę” wszystkiego czego się da trochę.

komentarzy

Kliknij żeby dodać post

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.